Grodzisko Żmijowiska – budowa pieca szklarskiego, czwarty wyjazd
Przyjechaliśmy wieczorem, drugiego sierpnia (2018). Piaszczysta droga wiodła nas do grodziska. Przed nami zielsko zasłaniające widok, za nami tumany piaszczystego pyłu i prawie 5 godzin drogi. Słońce jak zawsze zachodziło już powoli za horyzont. Chwile po opuszczeniu samochodu są zawsze takie same jak za pierwszym razem. Wdech, wydech i zachwyt. Chodelka tym razem była nieco wyższa, piec stał i miał się całkiem dobrze, a trawy wokoło grodziska były jakby bardziej przerzedzone. Powoli rozpakowaliśmy klamoty i czekaliśmy na resztę ekipy, oglądając zachód słońca i słuchając ciszy. Tam jest jakoś inaczej. Lepiej.
Do czterech razy sztuka
To już nasz ostatni wyjazd do Grodziska Żmijowiska przed Warsztatami Archeologii Doświadczalnej 2018. Tym razem skupiliśmy się głównie na ukończeniu pieca szklarskiego i doprowadzeniu go do stanu, w którym mógł zacząć funkcjonować. Nie będzie już więcej terminów aby tu przyjechać przed warsztatami, więc teraz albo nigdy!
Trzeciego sierpnia zaczęliśmy pracę dość późno. Lato zadbało o to, aby podczas pracy było nam bardzo ciepło, wręcz gorąco . Komarom i bąkom się podobało wiec my też nie mogliśmy narzekać. Prawie każdy wyjazd (oprócz jednego, podczas którego zmarzliśmy straszliwie niemiłosiernie) miał charakter tropikalny. Wieczory przynosiły przyjemne ukojenie ale o tej porze roku dość rychło się kończyły. Tak czy siak rozłożyliśmy wiatę i zabraliśmy się do pracy.
Podczas trzeciego wyjazdu postanowiliśmy sprawdzić co się stanie kiedy do wylepienia wnętrza użyjemy drobno zmielonej gliny. I nie było wielkim zaskoczeniem zaraz po odsłonięciu, kiedy wnętrze pieca miało więcej pęknięć niż gładkiej powierzchni. Taki urok tej gliny. Rezultaty eksperymentu były dość jasne. Warstwę gliny usunęliśmy i zastąpiliśmy ją mieszanką lokalnej z piachem i odrobiną siana. Siano i tak pójdzie z dymem w trakcie wypału jednak pomoże podczas schnięcia. Ale ta glina ma niesamowity kolor!
Do ukończenia pieca zostało nam już niewiele, mianowicie sklepienie górnej komory. Do tego zostały jeszcze „podłogi” i ogólne wykończenie ścian. To zostawiamy na sam koniec. Najważniejsze jest „zamknięcie” pieca. Bo oprócz tego, że musi zostać ukończony to jeszcze potrzebuje czasu na spokojne wyschnięcie. Bo w końcu do Warsztatów Archeologii Doświadczalnej został wtedy już niecały miesiąc. I jak zawsze…. na horyzoncie nadciągały kłębiące się zapowiedzi niezłej ulewy. Motywacja była ogromna. Zdążyliśmy! Deszcze i tak nie padał.
Kamień, glina, słoma, czas
Podsumowując, daliśmy radę. To była ogromna ilość pracy jaką cała ekipa włożyła w budowę pieca. Kilka cyferek powinno przybliżyć sytuację. Piec w niewielkim przybliżeniu powinien aktualnie ważyć około 5 ton. mniej więcej 3 tony kamieni i prawie 2 tony gliny. Ściany mają grubość około 20 cm. Stropy są zbudowane z samonośnych łuków izolowanych jedynie gliną z odpowiednimi domieszkami piasku – większa ilość piasku w mieszance w środku. Na zewnątrz mieszanka gliny, słomy i piasku w proporcjach zapewniających glinie odpowiednią siłę i optymalne właściwości podczas schnięcia. Niestety piec miał takie same warunki jak my – słońce grzało niemiłosiernie całe wakacje więc wysychał zbyt szybko. Mimo wszystko całość trzymała się bardzo pewnie.
Piec nie posiada luftlochów (otworów do zaciągania powietrza). Jedynym miejscem, gdzie piec będzie pobierać powietrze jest wlot do dolnej komory, który jest także glutlochem (piec nie ma rusztu więc tym samym otworem będziemy ładować drewno i wyciągać popiół). Tu pojawi się problem, bo w trakcie palenia górny poziom ogniska będzie się podnosił co skutecznie zmniejszy powierzchnię otworu a tym samym ilość powietrza jakie będzie wpadać do pieca. Będzie kopcić jak stara lokomotywa i temperatura spalania gazów może się znacznie obniżać. Piec wykonaliśmy według opisu – projektu Teofila Prezbitera i jego interpretacji. Ten piec wyposażony był jedynie w otwory, które widać na zdjęciu. Cały piec został także zmniejszony (pisałem już o tym w pierwszych etapach budowy), jego oryginalne rozmiary to 4x3m w podstawie. My zmniejszyliśmy go o 50%. Mimo tego i tak powstała ogromna kobyła.
Więcej o piecu napiszę jeszcze później, w kolejnym odcinku. Resztę opowiedzą zdjęcia.
Zobacz nasz pierwszy, drugi i trzeci wyjazd, podczas których rozpoczęliśmy i kontynuowaliśmy budowę historycznego pieca szklarskiego z XII wieku oraz pieca chlebowego.
Zobacz poniżej kilka zdjęć z naszego czwartego wyjazdu. Było dużo pracy przy piecu, więc Renata skupiła się na zdjęciach okoliczności w jakich przyszło nam pracować :)
Zachody słońca to nieodzowna część tego miejsca. Drugiego sierpnia również nas nie zawiódł.Chodelka mimo, że w tym odcinku dość spokojna to jej uroku nie można odmówić.
Trzeciego sierpnia odsłoniliśmy piec (na czas wyjazdu zakrywaliśmy go płachtą aby nie zamókł) a tu takie kwiatki :) Spodziewaliśmy się tego bo akurat ta partia gliny (przywieziona przez Jarka) ma dużą kurczliwość. Wygląda jednak bardzo fajnie :) W efekcie cała warstwa została zdjęcia i nałożyliśmy nową, z lokalnej gliny i piachu w proporcjach ~1:2.5.Drugiego dnia zaczęliśmy pracę dość późno. Mimo zachodu słońca jasno było jeszcze na tyle, że mogliśmy kontynuować pracę.Chaty, woje, wije, chatojady, kaczkodonty i zachody słońca.Wiata ratowała nam życie. Niekoniecznie tyczyło się to komarów i bąków. Słońce niemiłosiernie nas paliło a dopiero wieczory przynosiły ukojenie. No i popołudniowa kąpiel w Chodelce też pomagała.IX wiek. Nasz dom i schronienie. Życie codzienne jak wszędzie.Piec już prawie na ukończeniu. Zostało tylko główne sklepienie i wykończenie z zewnątrz.Niestety zamordowałem historyczność na tym etapie. Tempo pracy i potworny gorąc zmusiły mnie do nagości zakrytej :) Ale za to wizyta w Chodelce nie była kłopotem. Hop do wody i siup do pracy!Jarek nosi tarczę przeciw komarom i bąkom :) Jego i Marcina wyjątkowo lubiły!Kolejny świt na Żmijowiskach. Czwartego sierpnia zaczęliśmy dość wcześnie, tuż po wschodzie. Pracy dużo a czasu coraz mniej.Na trawach rosa jeszcze pobłyskiwała niczym diamenty. Idąc w stronę rzeki nie wytrzymałem i wróciłem po aparat.
Z miejsca gdzie znajduje się pomost widać całe grodzisko. Jeszcze cicho i nic się nie dzieje.Przy samej rzecze znajduje się kolejny strażnik i obserwator. Mają oko na całe grodzisko i okolicę.Dawno nie zrobiłem żadnej pajęczyny więc możliwe, że to jeszcze nie koniec :)Za każdym razem kiedy wstaje słońce, z ogrodu unosi się obłędny zapach ziół. Powietrze jest jeszcze wilgotne i przyjemne.Mówiłem, że to nie koniec pajęczyn :)Dzisiaj zamierzamy zbliżyć się do „zamknięcia” pieca. Skończenie go oznacza sukces budowlany i radość w obozie oraz nasz niechybny wyjazd do domu. Ale jeszcze nie dzisiaj.Słońce coraz wyżej, robi się coraz cieplej. A my jeszcze śniadanko, kawucha (oprócz mnie, ja piję Earl Grey, gorącą) i do pracy.No i kolejna pajęczyna. Nie zwykła ale wyjątkowa. Stworzona przez lokalnego pająka, który mieszka w grodzisku.Kolejny wschód słońca. Codziennie ta sama heca.Budowa, budowa, budowa.Jak widać pierwsze sklepienie powoli się zamyka. To akurat tylna część pieca, bezpośrednio nad komorą, gdzie będzie prażony piach. W oryginalnym piecu była to też komora do odprężania szkła.Ja buduję górne sklepienia pieca a Jarek nakłada zewnętrzną, finalną warstwę izolacyjną. Konewka jak zawsze dzielnie stoi na straży granicy światów. Każdy kamień w tym piecu przeszedł przez nasze ręce. Prawie 3 tony kamienia tworzy tego kloca. Tu dobrze widać glutloch – wlot powietrza i miejsce ładowania drewna, zwany ryjem. Z boku otwory wylotowe znajdujące się zaraz naprzeciwko tygli. Tam będzie pojawiać się ogień i dym. Nasza huta nie ma komina!Prawdziwa ręczna robota.Kolejny dzień powoli się kończy.Jeszcze szybka kąpiel w Chodelce, trochę pracy przy piecu i można uznać dzień za skończony.Wieczorem, z tego samego miejsca nad rzeką grodzisko wygląda równie spokojnie. Powoli zaczynają się pojawiać mgły. Nawet mgły są tu magiczne.Kolejny dzień. Piąty sierpnia 2018. Czas leci jak szalony. Dzisiaj skończymy budowę pieca.
Codziennie mijamy siewcę. Wytrwale stoi przy ścieżce i jakby czekał na pozdrowienie.Obiecuję, to już ostatnia pajęczyna. Na pocieszenie dodam, że było ich więcej :)To też już większość obserwatorów, pilnujących grodzisko. Każdy jest inny, każdy jest wyjątkowy.Większość ekipy zabrała się za pakowanie obozu. Zajmuje to dużo czasu a na horyzoncie zaczęły się pojawiać niepokojące oznaki nadciągającej ulewy.Jarek i ja walczyliśmy do upadłego przy piecu. Nadciągające chmury mocno nas motywowały. Wykończeni gorącem i tempem pracy powoli „zamykaliśmy” piec. Ja prawie się zamurowałem! Ha! To by dopiero było ;P Mimo tego humor nas nie opuszczał :EOstatnie chwile tego dnia w piecu. Kończyłem wewnętrzne sklepienie. Otwór nie pozwalał już na inny pobyt w piecu niż na siedząco. Średnio wygodna pozycja ale jak trzeba to trzeba!Praca zespołowa to jedyny sposób na powodzenie tego projektu!Oczywiście musiała! :FJuż za chwileczkę, już za momencik. Liczyliśmy minuty kiedy uderzy w nas ściana deszczu. Z jednej strony słońce grzejące potwornie mocno, z drugiej obietnica ulewy.Kiedy po tylu dniach pracy zostało kilka kamieni, Jarek nie ukrywał już radości ;PNo i stało się. Deszcze nie nadszedł, my zamknęliśmy komory pieca i prawie wszystko jest gotowe. Teraz jeszcze tylko gruba warstwa izolacyjna na sklepienie i piec jest prawie gotowy.Gruba warstwa z gliny, piachu i słomy już na sklepieniu. Deszczu dalej nie było. Postanowiliśmy trochę podgrzać atmosferę i odpaliliśmy niewielkie ognisko. Większość pieca miała okazję schnąć już od dłuższego czasu (budowę zaczęliśmy pod koniec maja). Tak naprawdę chcieliśmy w końcu zobaczyć czy będzie działać. I działał! Zasysało powietrze, dym wylatywał jak szalony. Zrobiliśmy to!No i koniec budowy pieca szklarskiego z XII wieku. Teraz jeszcze tylko trzeba obniżyć podłogę (wybierając więcej piachu) i wyłożyć gliną, kamieniem i gliną. Izolacja termiczna i mechaniczna to ważna spraw. To zrobimy już na Warsztatach Archeologii Doświadczalnej na przełomie sierpnia i września.Jeszcze tylko zabezpieczenie i do domu. Zrobiło się strasznie parno. Nie spadała ani jedna kropla deszczu.