Wracając z Kazimierza Dolnego, po wizycie u Hani i Pawła Lis oraz po weekendzie w Grodzisku Żmijowiska podjechaliśmy na rybkę do Zajazdu Rybackiego Pustelnia. Fajna okolica, lokal zapowiada się świetnie. Idziemy do środka.
Z zewnątrz dużo detali podsuwa nam klimat rybacki. Lubię takie przemyślane szczegóły. Wnętrze jest tylko lepsze. Wszystko do siebie pasuje, szczególnie dobrze dobrane, punktowe oświetlenie i ciemne wykończenia z wszędobylskim drewnem. To cieszy moje oczy. Jak zawsze, kierując się chęcią spędzania czasu na powietrzu, zajęliśmy miejsce na tarasie. W restauracji nie było akurat za wiele osób. Mogliśmy wybrać miejsce przy dużym stole i huśtawką w kształcie łódki. No jeszcze nie zaczęliśmy jeść, a ja już jestem szczęśliwy!
Co w menu pływa
Jako fanatyk dorsza od razu moje oczy zaczęły wyłapywać wszystkie pozycje na zaczynające się na DO. Lubię suchą rybę, która nie pływa w sosie i jest zazwyczaj smażona na sucho. Ren także znalazła coś dla siebie. Pozycji w menu jest dużo, każdy rybi smakosz znajdzie tu coś dla siebie. Do tego te figlarne nazwy potraw, uwielbiam! Pustelnia jest także w Żółtym Przewodniku, więc z góry można założyć, że poziom będzie trzymany. Jak to w restauracji slowfood bywa, na jedzonko się trochę czeka. Jeżeli czujesz ekstremalny głód to warto zamówić łatwą przystawkę. Mimo wszystko nie czekaliśmy za długo. Lubię poczekać na jedzenie, mam czas na relaks i wolę, kiedy w kuchni ludzie mają czas na wykonanie swojej pracy bez większego sprężania. Nikt na tym nie ucierpi.
Kiedy dostaliśmy swoje porcie, okazało się, że nie do końca się dogadałem z uprzejmą kelnerką i dostałem zupełnie przeciwne danie jakie chciałem zjeść. To raczej z mojej winy, bo źle zinterpretowałem opis dania. Trudno, zjadłem i było bardzo dobre. Od jakiegoś czasu jestem także fanem zup rybnych. Całe życie gardziłem samą nazwą, oczami wyobraźni widziałem pływające głowy rybie i ości z mulastym smakiem dna rzeki. Cóż, na szczęście miejsca jak Pustelnia pozwalają niszczyć takie dalekie od prawdy wyobrażenia. Zupka, może nie do końca rybna, ale z udziałem ryby była wyśmienita.
Na koniec wzięliśmy jeszcze deser. Nie było inaczej jak poprzednio. Smakiem nie rozczarował i trzymał wysoki poziom. Szkoda, że nie było już miejsca na inne pyszności.
Lubię miejsca, które oferują świetne jedzenie i równie wspaniałe otoczenie. Tu na prawdę można wypocząć. Są huśtawki, hamaki i dużo miejsca do siedzenia a wszystko w otoczeniu zieleni i drzew. Jest też piasek i leżaki. Wszystko mocno potęguje poczucie, że jesteśmy nad wodą. Pół godzinki na hamaku pozwoliło mi złapać siłę na dalszą jazdę. Robiło się powoli ciemno, w końcu to była już prawie połowa września. Z oporem zmusiliśmy się do wyjazdu. Nie chcieliśmy opuszczać jeszcze Pustelni. Przed nami było jeszcze 240km trasy. Na pewno wrócimy!
















